2.8 C
Szczecin
20 kwietnia 2024
Powiat Koszaliński Ważne Wiadomości

Koszalin/ W procesie ws. pożaru escape roomu i śmierci pięciu nastolatek zeznawała m.in. dyżurna operacyjna PSP

W procesie czworga oskarżonych w związku z pożarem escape roomu, gdzie zginęło pięć 15-latek, we wtorek słuchani byli pierwsi strażacy, którzy w dniu tragedii pełnili służbę. Dyżurna operacyjna przyznała, że na stanowisku kierowania w momencie zdarzenia były osoby nieuprawnione.

Przed Sądem okręgowym od 14 grudnia 2021 r. toczy się proces czworga oskarżonych o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt 4 stycznia 2019 r.

We wtorek sędzia Sylwia Dorau-Cichoń rozpoczęła słuchanie pierwszych funkcjonariuszy straży pożarnej, którzy w dniu tragedii pełnili służbę, brali czynny udział w czynnościach operacyjnych lub samej akcji ratowniczo-gaśniczej.

Przez blisko trzy godziny w charakterze świadka zeznawała 44-letnia dyżurna operacyjna powiatu z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Koszalinie Barbara S., która w służbie jest od 2003 r., w Koszalinie od 2007 r.

Przed sądem mówiła, że 4 stycznia 2019 r. służbę pełniła jednoosobowo. Informacja o zdarzeniu wpłynęła z Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego (WCPR) w Szczecinie. „Ta pierwsza była szczątkowa z podaną miejscowością i ulicą, ale bez numeru. W opisie zdarzenia było +pali się pokój+. Następnie zadzwonił telefon z WCPR i operator przekazał mi wówczas numer 88 i próbował przełączyć osobę zgłaszającą. (…) Prawdopodobnie próbowano mnie połączyć z osobami, które były w środku. Ta próba się nie udała. W związku z tym nastąpiła kolejna czynność i alarmowanie JRG1 (Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza nr 1 – PAP)” – powiedziała w sądzie Barbara S.

Zaznaczyła, że nie miała precyzyjnej informacji co do liczby osób poszkodowanych ani w rozmowie z operatorem numeru 112, ani w pozostałych nadchodzących informacjach, w których mowa była o czterech kobietach.

„Nie było żadnej zwłoki w skierowaniu do działań strażaków, ani problemu z napływaniem informacji, one były przeze mnie analizowane i przekazywane dalej” – mówiła na sali rozpraw, oceniając swoje działania.

W odczytanych przez sędzię zeznaniach złożonych 12 czerwca 2020 r. w postępowaniu przygotowawczym, których treść Barbara S. podtrzymała na sali rozpraw, precyzowała, że „liczba poszkodowanych nie ma znaczenia dla wysłania sił i środków”. JRG1 skierowała na miejsce zdarzenia ze względu na właściwość terytorialną – była bliżej. Natomiast drugą dodatkową jednostkę wysłała już po rozmowie z kierującym działaniem ratowniczym (KDR) JRG1, po pytaniu, czy jest potrzebna. Po kolejnych ośmiu minutach. „To nie miało znaczenia dla przebiegu zdarzenia. Nie spowolniło działań” – mówiła świadek w śledztwie.

Dopytywana w postępowaniu przygotowawczym przez oskarżycieli posiłkowych przyznała, że podczas jej dyżuru przyszedł do niej po dokumenty od samochodu ojciec jej dziecka, emerytowany strażak Jacek G. Na jej prośbę, co uściśliła już w sądzie, strażak z dyżurki wpuścił go do pomieszczenia stanowiska kierowania.

We wtorek w sądzie, odpowiadając na pytania sędzi, a także obrońców obu stron procesu, Barbara S. potwierdziła, że Jacek G. był u niej w pracy, gdy ona została powiadomiona o pożarze. Był z innym mężczyzną, którego tożsamości nie potwierdziła, ale pewnie przyznała, że nie jest on strażakiem. W sądzie nie pamiętała, czy wypraszała ich, gdy zajęła się działaniem na stanowisku kierowania. Nie umiała określić dokładnego czasu, kiedy wyszli.

Barbara S. pytana była także o to, czy Jacek G. odbierał telefony na stanowisku kierowania podczas swojej wizyty i do słuchawki powiedział: „Cześć Stanisław, na Piłsudskiego jest pożar, zaraz ci Baśkę daję”. „Nie wiem, czy to był Jacek, czy któryś ze strażaków z JRG2 to zrobił. Nie wiem, czy go odebrał Jacek, ale jeśli to zrobił, to tylko dlatego, by mi pomóc” – powiedziała w sądzie.

Kategorycznie natomiast zaprzeczyła, by konsultowała z Jackiem G. podejmowane decyzje, co do akcji z 4 stycznia 2019 r. Podkreśliła kilkukrotnie na sali rozpraw, że pełniła dyżur jednoosobowo i sama podejmowała decyzje, a obecność Jacka G. nie miała na nie wpływu. Jak dodała, nie wie, czy obecność innych osób na stanowisku kierowania powinna zostać odnotowana w analizie zdarzenia jako istotna okoliczność.

Przyznała, że już po przesłuchaniu w prokuraturze, komendant miejski PSP w Koszalinie przeprowadził z nią rozmowę dyscyplinującą dotyczącą złamania regulaminu. Zaprzeczyła, by podczas tej rozmowy zarzucono jej, że wizyta nieuprawnionych osób miała negatywny wpływ na akcję ratowniczo-gaśniczą.

Barbara S. pytana była także o przyczynę kierowania obraźliwych słów do pierwszego z dowodzących akcją Arkadiusza B., co potwierdziły ujawnione nagrania. W stenogramach ich zabrakło. „Nie wiem, dlaczego ta wypowiedź padła. To pewnego rodzaju nadużycie z mojej strony. (…) To nie miało nic wspólnego z czynnościami przy pożarze escape roomu” – powiedziała w sądzie świadek, dodając, że dawno już przeprosiła za swoje słowa Arkadiusza B.

Sąd zdołał wysłuchać jeszcze tylko jednego ze świadków. W planach miał pięciu. Strażacy zeznawać będą także na rozprawie wyznaczonej na 20 stycznia.

Źródło/PAP/wiadomości.dziennik.pl

Related posts

A to wszystko na barkach ucznia… Ważenie w Gryfinie

AZ

Co z promami po otwarciu tunelu? Bez obaw, „na żyletki” nie pójdą

AZ

Wielonarodowy Korpus Północno-Wschodni w Szczecinie z nowym dowódcą!

AZ

Projekt: samorządy w 2022 r. dostaną dodatkowe 13,67 mld zł

JK

Koszalin/ Obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych

JK

112 – numer, który może uratować życie. Zajęcia edukacyjne dla dzieci

KM

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje wrażenia. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuję Czytaj więcej

Polityka prywatności i plików cookie